Jak dziś wygląda wojna oczami polskiego ochotnika walczącego na Ukrainie?
Ci, którzy walczyli w Iraku czy Afganistanie, patrzą teraz na te zdjęcia, rozmawiają z osobami, które tam były i stwierdzają, że to zupełnie inny rodzaj wojny. To, co tam zobaczysz, to rzeczy, które na zawsze pozostaną w pamięci - mówi Artem, polski ochotnik walczący na Ukrainie.
– Kiedy widzisz zwykłych ludzi, którzy tracą życie lub wszystko, co posiadali, w mgnieniu oka. Miejscowości, w których z czterdziestu domów pozostają tylko dwa, a one same mają po dwie ściany, to wszystko daje do myślenia. Malutkie cmentarze tuż przy tych miejscowościach mówią wiele. Rosjanie byli zdolni niszczyć budynki piętro po piętrze tylko po to, aby zlikwidować operatorów, którzy prowadzili obserwacje i namierzanie. Tych doświadczeń nie da się opisać słowami, ponieważ do tego dochodzi również zapach i wszystkie inne zmysły – zaznacza.
– Uczestnictwo w konflikcie jest zero jedynkowe – decyzje podejmuje się natychmiastowo, w ułamku sekundy. Jednak później, gdy nastaje moment, w którym nie toczysz walki, wszystko powraca. Wraca rzeczywistość, ze wszystkimi tymi obrazami, które widziałeś. Wspomnienia chłopców, z którymi przed chwilą jeszcze siedziałeś i jadłeś posiłek, a teraz już ich nie ma –
Artem uważa, że nikt z tych ludzi, którzy brali udział w tym konflikcie, nie będzie w stanie powrócić do normalnego życia. Według niego, każda osoba, która miała tam swój udział, będzie nosić Ukrainę ze sobą jako nieodłączną część swojego życia. – Nie można po prostu zostawić tego za sobą, opuścić tego miejsca i zapomnieć. Każdy z nas, kto tam walczył, zostawił tam kawałek siebie. Niektórzy są bardziej świadomi tego faktu, inni mniej, ale ta wojna będzie miała jeden długotrwały skutek – właśnie tych ludzi – dodaje.
Jak wyglądały początki walk? Z jakimi problemami psychicznymi zmagają się żołnierze? Czy otrzymują pomoc? Jak obecnie wygląda ukraińska armia? Całość rozmowy na kanale oraz platformach podcastowych.
Dołącz do grona Patronów Układu otwartego w serwisie Patronite.pl.